Alien: Isolation
Alien; Isolation w przeciwieństwie do swoich protoplastów zerwał z gatunkiem FPS na rzecz klimatów bliższych filmowi, a więc tym razem mamy do czynienia z kosmicznym survival horrorem, a nie bezmyślną rąbanką. Przez całą grę uciekamy, wcielając się w rolę córki... filmowej Riplay. Na szczęście to jedyny idiotyzm (swoją drogą to chamski marketing) na jaki trafiłem. Jak zwykle bywa w amerykańskich scenariuszach, przybywamy na stację, ani żywego ducha i dziwnym zbiegiem okoliczności odłącza nas wypadek od reszty nieszczęśników. W końcu okazuje się że nie jesteśmy sami, odkrywając korporacyjną intrygę bla bla bla. Standard.
Gwoździem programu jest Alien, przed którym trudno uciec (w zasadzie to jest to niemożliwe jeśli nie ma niedaleko np. szafki, na dodatek Xenomorph nie widział jak się do niej wchodzi i (randomize) nie "otworzy" jej z ciekawości). Chować się możemy pod stoły, do szafek, do szybów, do magazynów, wind itd. ale żadne z tych miejsc nie jest bezpieczne. Gra wymaga stałego chodzenia z wykrywaczem ruchu, który nasz milusiński może usłyszeć. Trzeba też uważać aby chodzić w kuckach, czegoś przypadkiem nie potrącić co gwarantuje dodatkowy otwór wentylacyjny w brzuchu. Po przesunięciu kosza na śmieci Alien potrafi przylecieć z drugiego końca lokacji jak pszczoła do miodu. :D Kreatura potrafi się czasem wrócić lub przez pewien czas krążyć w pobliżu testując nerwy i cierpliwość gracza. Możemy pokrakę zmylić flarą czy granatem, ale generalnie najlepiej nie wchodzić mu w drogę. Czasem wędruje sobie szybami i widać ściekający kwas, czasami można mieć niespodziankę wędrując w z pozoru czystym szybie, czasem ni z tego ni z owego wciągnie nas z któregoś otworu w ścianie. Niestety z czasem zaczyna to być mocno uciążliwe, tym bardziej że niekiedy save pointy są rozmieszczone w niefortunnych miejscach (np. tuż przed długim loadingiem), a ginie się dosyć często. Oprócz Obcego spotykamy też ludzi, jedni przed nami uciekają inni strzelają. Są też twarde Androidy. Walka w zasadzie jest niewskazana w każdym z przypadków gdyż pochłania spore zasoby (apteczek nigdzie nie ma, sami je montujemy ze znalezionych gratów, a życia na szczęście same też się nie odnawiają). Spora część gry to egipskie ciemności i trzeba się wspomagać latarką, której baterie dosyć szybko się wyczerpują (możemy też oświetlić nie do końca to co chcieliśmy he he).
Muzyka filmowa w dobrze znanym stylu z pierwszych dwóch części, podobnie jest z dźwiękiem (potrafi zdenerwować, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu) i z grafiką która stylistycznie wygląda na ten sam przyszłościowy crap jaki oczami wyobraźni widzieli scenarzyści w tamtych latach. Dobre tekstury (w sensie samego wyglądu, na PS3 ich rozdzielczość jest niska), dobre światło, dynamiczne cienie. Niestety trochę monotonny level design (ale to raczej wynika ze specyfiki lokacji). Na PS3 brak jest też AA.
Od bardzo dawna nie było już dobrej gry w uniwersum Obcego - i właśnie nadszedł ten długo wyczekiwany dzień. Tym bardziej, że za grę odpowiada ekipa, która do tej pory tłukła taśmowo Tolar Wary. Jest klimat. :)
Póki co jeszcze nie skończyłem, ale to co zobaczyłem do tej pory nastawiło mnie do gry bardzo optymistycznie. To nie jest wynalazek dla niedzielnych spacerowiczów - to oldchoolowy, trudny tytuł, który tak jak dawniej, wymaga od gracza planowania. A przynajmniej na hardzie. ;]
|