I bardzo dobrze! Dzieciaki muszą mieć wybór - poznać jak najwięcej i decydować, co ich interesuje, a co nie. A nie ktoś im będzie narzucał jakieś chore idee i je ograniczał. To, że woli się dzieciak bawić czołgiem nie oznacza jeszcze, że będzie wyżywał się na żonie.
W przedszkolu dzieciaki zaczynają dostrzegać różnice pomiędzy chłopcami i dziewczynkami, kształtują się różnice pomiędzy nimi, a tu proszę - chcą ze wszystkich zrobić bezpłciową papkę.
Równouprawnienie - owszem, ale primo nie w taki sposób, secundo - nawet równouprawnienie powinno mieć jakieś granice

Bo jakbym w ramach równouprawnienia powiedział żonie, żeby wywierciła 8 dziur pod suszarkę, to do dzisiaj by nie wisiała. A wisi, bo ma chłopa w domu, który bawił się w przedszkolu żołnierzykami, a nie przewijał laleczki.