Trochę naściemniaj i a nóż się uda... Rzeczywiście, szanse nie są ogromne, ale nigdy nie zaszkodzi.
Z drugiej strony zastanawia mnie, jak to jest z obowiązywaniem tekstu, który bądź co bądź umieszczony jest na oficjalnym dokumencie. Przecież mając dużo różnych dokumentów można zapomnieć, że napis o uldze na jednym z nich nijak ma się do rzeczywistości?
Sam kiedyś miałem problem z obiegówką, zmieniając (po paru tygodniach) szkołę. Jeden z nauczycieli wypożyczał uczniom niedostępne nigdzie książki - ale po jednej na pokój w internacie. Akurat wziąłem naszą na siebie (za każdy egzemplarz ktoś był odpowiedzialny). Przy obiegówce nie było problemów, bo "przepisaliśmy" książkę na kolegę. Tylko, że po powrocie do pokoju okazało się, że ktoś ją ukradł. Zgłosiliśmy to gościowi, a on, że jak tak, to cofa podpis na karcie obiegowej. Mówiłem mu, że zwrócę pieniądze - nie, książka i tak jestnie do kupienia; że skseruję innyegzemplarz i oprawię kopię - też nie, choroba go wie, czemu nie. Zdesperowany poszedłem do dyrektora, pokazałem obiegówkę i oznajmiłem, że mam wszystkie podpisy i jutro idę z nimi do sądu. Jak ręką odjął problem...
Podpis to podpis, ale czy w przypadkach takich, jak opisywany przec _bakupl_ nie ma jakiejś analogii? W końcu wystawienie dokumentu do czegoś zobowiązuje organ wystawiający, a jednocześnie daje jego właścicielowi jakieś prawa...
|