Za czasów albumu "Badmotorfinger" Soundgarden bardzo mi się podobał potem już dużo mniej. Nie mogę teraz sobie przypomnieć, ale był jeden kawałek który śpiewał z muzykami Pearl Jam i był on świetny.
Co do Cornella to miał zawsze rozpoznawalny wokal, a w zamieszczonej nowości chyba bym go nie poznał. W sumie nie dziwię się facetowi, dupeczki, cycuszki, seksowne tańce itd. to lepsze niż granie tylko ze spoconymi facetami

. Co się śpiewa jest wtedy mniej ważne, liczy się dobra zabawa. Nawiasem mówiąc całość wpadająca w ucho jak dla mnie

.
Muzycy którzy są kojarzeni z jakimś gatunkiem, tak jak Soundgarden z Grungem z Seattle, zawsze mają ciężko aby zrobić coś innego. Trzeba faceta zrozumieć, każdy się zmienia, takie jest życie.
pozdrawiam