A ja dobrze wspominam te czasu. Magnetowid był w domu od zawsze (mieliśmy jako jeden z pierwszych sprowadzanych do Polski, nie wiem, czy nawet nie przed moimi narodzinami.. W każdym razie był odkąd pamiętam). Pamiętam też pierwsze filmy, wspomnianego Rambo, które rodzice w końcu po iluś latach pozwolili obejrzeć (pierwszy raz przewijając niektóre sceny

), późniejsze Dirty Dancing i Grease, które siostra oglądała w kółko

(ja z kolei później Kickboxera). Był też okres filmów 'spod lady' (dosłownie) pożyczanych w wypożyczalniach, no i cały okres dobrego prosperowania tych ostatnich, kiedy w sumie, poza giełdą (gdzie jednak kopie były różne, często fatalne) było to jedyne źródło nowych filmów.
Ale to był fajny czas, wtedy możliwość zobaczenia filmu to było coś i nawet jeśli nie był on rewelacją, doceniało się ten czas na tym spędzony. Poza tym wtedy wszystkiego było mało i każdy tytuł, który wychodził, miał jakieś znaczenie. Teraz mamy masówkę, poza tym łatwy dostęp do wszystkie w każdej ilości. I właśnie ta ilość zabija przyjemność, bo często ogląda się taśmowo, żeby 'zaliczyć' kolejne tytuły. Osobiście staram się tego nie robić, ale mimo wszystko oglądanie filmu teraz to już nie to, co kiedyś. Nawet jeśli porównamy Blu-ray na ekranie fullHD z jakąś kiepską kopią kasety z domowym tłumaczem..