Ong-Bak
Kontynuując oglądanie filmów, które od lat czekają na obejrzenie, zabrałem się za ten tytuł. I.. podobał się

Wcześniej widziałem fragmenty, więc wiedziałem mniej więcej czego można się spodziewać, ale nie wiedziałem, czy będzie to zlepione jakąś sensowną fabułą. A ta o dziwo była. Oczywiście bez przesady, nic ambitnego tu nie ma, ale spokojnie można obejrzeć skupiając się na meritum, czyli walkach i jednocześnie nie czując, że to wszystko nie ma sensu.
A jeśli chodzi o walki, to jest naprawdę ciekawie. Trochę w tym Jackie Chan'a, sporo Seagala i dużo czegoś, czego do tej pory nie było. Co ciekawe przyglądając się dokładniej trudno zauważyć, aby to wszystko było udawane. Pewnie gdzieniegdzie bez różnego rodzaju sztuczek się nie obeszło, ale mam wrażenie, że duża część tego, co było widoczne na ekranie, była filmowana na żywo. Ale może się mylę, chętnie zobaczyłbym tutaj jakiś materiał z kręcenie, żeby to zweryfikować.
Jednocześnie uwagę zwraca główny aktor i tu też zastanawia mnie, czy jest to tylko aktor (nie sądzę), czy rzeczywisty adept Muay Thai. Patrząc na to, jak się rusza, stawiałbym raczej na to drugie. W każdym razie pomijając kilka już bardzo nienaturalnych walk, niektóre wyglądają naprawdę imponująco, a także (pod koniec zwłaszcza) przerażająco. To jeden z niewielu filmów o sztukach walki, gdzie rzeczywiście czuć siłę jaka jest w tych ciosach i konsekwencje, jakie się z nią wiążą (choć to i tak jest bardzo ocenzurowane). Warto zobaczyć pod tym względem zwłaszcza finałowe sceny - robią wrażenie.
Jako całość film ciekawy i.. inny. Inny pod względem aktorów, języka, trochę sposobu prezentacji niż amerykańska masówka. To w sumie też zalety.
Generalnie polecam:
7,5/10
A tymczasem widziałem, że jest już część druga, która też zapowiada się interesująco.