Odkopujemy.
Dwa dni temu diabeł mi nogę podłożył i zeskakując z łóżka piętrowego jakoś niefortunnie, krzywo stanąłem na stopę. Coś tam chrupnęło, ja się przestraszyłem, a kostka spuchła. Wywieźli mnie na urazówkę, na rentgenie wyszło, że mi się przemieściła kość w dół, tak jakoś bardziej niż normalnie (strzałkowa bodajże, ta mniejsza). Wsadzili mnie w gips, w którym nie mogę wytrzymać... Złamań podobno nie ma, ale nie są pewni...
Naczytałem się, że przy zwichnięciu stawu skokowego trzeba kość nastawiać. Mnie nikt niczego nie nastawiał! Kazali mi wyciągnąć nogę prosto i zmumifikowali.

Dziś boli mnie już nie tylko ta kostka, ale kawałek stopy. Dostałem też zastrzyki w bebech. Chodzić się nie da, swędzi jak diabli, gorąco mi w nogę, fizjologia też utrudniona, pod prysznic nie bardzo jest jak wejść...
Czy to jest normalne? Ja wiem, że to się trzeba do lekarza udać, a nie na forum wyżalać, ale może ktoś miał podobnie. U mnie na wizytę to się czeka pół dnia, przy czym człowiek się nasłucha przy okazji różnych historii typu: "a to jak mu lewą nogę ucięli zamiast prawej" itp.