Od północy mam na dachu nawisy lawinowe, takie, że jak tam przechodzę, to ryzykuję życiem

, od zachodu sople po kilka kilogramów (przypomnijcie mi, że muszę te nad wejściem strącić

), na wschód i południe, to nawet nie dotarłem, na ulicy wały ze śniegu, w domu zimno bo Ebenezer Scrooge jestem, ale biedny, jednym słowem, aby do wiosny.