Team Member
Data rejestracji: 14.05.2002
Lokalizacja: Cheyenne Mountain Complex
Posty: 5,320
|
Fatalna pogoda
Gdy dochodzili do schroniska w Karpaczu zapadał zmierzch pogłębiony niskimi, burzowymi chmurami. Mężczyzna niecierpliwie oglądał się na idącą z tyłu dziewczynę.
- Anka pospiesz się - zawołał - spójrz na niebo!
Dziewczyna uśmiechnęła się z wysiłkiem. Wędrowali już kilka godzin i jej siły coraz bardziej się wyczerpywały. Pasy plecaka boleśnie ugniatał ramiona. Westchnęła z ulgą, gdy za wzniesieniem, nie dalej niż o sto metrów ukazało się schronisko. Ledwie dotarli do masywnych drzwi, a już ciężkie krople deszczu zaszumiały w powietrzu. W jasnym, oświetlonym żyrandolem holu było przytulnie i ciepło. Formalności nie trwały długo i uśmiechnięty recepcjonista wręczył im klucz. Niemal biegiem ruszyli na piętro. Po wejściu do pokoju, dziewczyna od razu padła w ubraniu na łóżko.
- Mój Boże - westchnęła - ale mnie wykończyłeś. Czy naprawdę trzeba było....
- A co ? Wolałbyś być tam teraz ? - Marek wskazał na okno, za którym deszcz niemal całkowicie zasłaniał widok. Ukląkł obok łóżka i złożył na policzku dziewczyny delikatny pocałunek.
- Uhmmmm... - Anka zarzuciła mu ręce na szyję - Dobrze już, ty potworze. Chodźmy na kolację.
Nasyceni i ociężali po dobrym jedzeniu, sączyli wino. Marek patrzył przez stół na siedzącą dziewczynę i po raz któryś z rzędu zadawał sobie pytanie, dlaczego u diabła tak się zaangażował we flirt z tą małą. Poznał ją przed tygodniem w pubie i po kilku dniach zaprosił ją na wspólną wspinaczkę po górach, nic w gruncie rzeczy nic o niej nie wiedząc.Była niewątpliwie ładna: ciemnoblond włosy miękko spływające na ramiona, okazała delikatna twarz, w której przede wszystkim zauważało się oczy. Ciemnobłękitne, niemal nienaturalnie duże, zawsze były szeroko otwarte, czasami nakrywała je powiekami o długich rzęsach. Małe, ale wydatne usta były trochę rozchylone, co nadawało jej wygląd dziewczynki, obserwującej jakieś interesujące zjawisko.Przez tych kilka dni, gdy byli razem, zachowywali się w stosunku siebie jak koledzy - no może trochę czułostek, ale wszystko w normie. Nie broniła się, kiedy ją głaskał czy całował w policzek, ale nie dawała odczuć, że chciałaby czegoś więcej. Zresztą przebywali dotąd w warunkach, które nie pozwalały na większą intymność. Dopiero dzisiaj mieli pokój tylko dla siebie. Jednym haustem dopił resztę wina i wstał.
- Chodźmy!
Podniosła się bez słowa. Idąc po schodach przytulił ją do siebie, za co obdarzyła go gorącym, zmysłowym uśmiechem. W pokoju na ogromnym kominku paliły się już wielkie kłody drewna. Marek zgasił światło i pokój zalał migotliwy blask ognia, budząc tysiące cieni na ścianach i podłodze. Za oknem oślepiająco błysnęło i przetoczył się głuchy pomruk gromu. Stanęli na środku pokoju przytuleni, nagle całkowicie onieśmieleni sobą.
- Wiesz... - dwa głosy zabrzmiały jak jeden i oboje wybuchnęli śmiechem. Napięcie, które oboje odczuwali ulotniło się.
- No dobrze - powiedział Marek - Kto pierwszy pod prysznic?
- Ja! - Anka tak szybko zniknęła za drzwiami łazienki, że nim się zorientował już jej nie było. Usiadł w fotelu i zapalił papierosa nasłuchując szumu wody za grubą taflą mlecznego szkła. Za oknem błyskało się coraz częściej, burza zbliżała się.
Drzwi do łazienki uchyliły się ostrożnie i jasna główka Ani ukazała się w szparze. Dziewczyna omiotła wzrokiem pokój, zdziwiona, że nigdzie nie widać Marka. Wyszła owinięta ciasno szerokim ręcznikiem przytrzymując jego końce na piersiach.
- Marek? - jej głos zabrzmiał niepewnie. Nagle na jej ramionach spoczęły mocne dłonie, a gorące usta wpiły się w odsłoniętą szyję. Krzyknęła z przestrachu.
- Potwór..... niedobry, nie chcę cię... - szamotała się w jego ramionach - idź sobie...
- Dobrze, dobrze - chłopiec śmiał się zadowolony z udanego żartu. Zniknął za drzwiami łazienki. Stojąc pod gorącym strumieniem wody usłyszał stłumione hałasy w pokoju. Co ta mała tam wyprawia? Szybko dokończył mycia i założywszy slipki wszedł do pokoju. Od tego co zobaczył zaparło mu dech. Łóżka stojące dotąd pod przeciwległymi ścianami, teraz zsunięte były razem tworząc ogromne łoże, po którym można było fikać koziołki bez obawy wypadnięcia na podłogę. Ania w niebieskiej jedwabnej piżamie leżała pod zakrywającą ją do połowy kołdrą . Jej szeroko otwarte oczy utkwione były w mężczyźnie z wyrazem oczu ptaka wpatrującego się w węża. Marek wślizgnął się pod kołdrę i mocno objął to ciało, którego pragnął coraz mocniej. Przytuliła się do niego bez oporu, jej palce lekko głaskały kark mężczyzny. Odszukał chciwymi wargami usta Ani i wpił się w nie głęboko, niemal boleśnie. Jedną ręką obejmował jej plecy, a drugą niecierpliwie rozpinał guziki piżamy. Lekki śliski jedwab zsunął się z jej ramion i dłoń Marka dotknęła ciepłej, sprężystej piersi. Pod palcami wyczuwał sztywną brodawkę sutka, pocierał ją lekko rozkoszując się jej wielkością i twardością. Odchylił się w tyłby móc objąć wzrokiem jej odsłonięte piersi. Były zaskakująco pełne przy tej delikatnej twarzy, ciężko opadały pod swoim ciężarem na boki.
- Cudownie - wyszeptał cicho.
Wtulił w nie twarz. Oszołomił go zapach jej ciała, słodki, odurzający, podniecający aż do bólu. Koniuszkiem języka szybko, rytmicznie lizał sterczącą brodawkę, aż oddech Ani stał się szybki i urwany. Otworzył szerzej usta obejmując nimi cały różowo brunatny sutek i ssał go mocno, powoli, powoli ... a tymczasem ręką ściągnął z bioder dziewczyny spodnie piżamy. Odrzucił jedwabną szmatkę i usiadł. Nagie dziewczęce ciało widniało przed nim w całej okazałości. Jego oczy prześlizgiwały się od piersi, przez płaski brzuch, do ciemnego trójkąta łona i dalej wzdłuż smukłych ud aż do kształtnych stóp. "Mój Boże" - pomyślał - "co za piękne ciało". Dziewczyna leżała z zamkniętymi oczami, jakby wstydząc się błądzącego po niej wzroku, ale nie usiłowała ukryć swej nagości. Marek znów pochylił się nad nią całując jej czoło, oczy, usta, szyję, a jego ręka spoczęła na jedwabistej skórze ud, które pod tym dotknięciem rozchyliły się posłusznie. Przesuwał dłonią po ich niewiarygodnie delikatnym wnętrzu, wyżej, coraz wyżej, aż palce wplątały się w miękkie futerko łona. Nakrył dłonią jej miłosną muszelkę i pocierał ją lekko. Anna oddychała coraz szybciej. Głowa Marka spoczywała teraz na jej brzuchu, język pieścił zagłębienie pępka. Po chwili przesunął ją jeszcze niżej, aż jego usta dotknęły włosów łona. Zsunął się jeszcze, jego głowa znalazła się między udami Anki i wierzchem dłoni wypchnął jej nogi w górę. Obejmowały teraz jego głowę, a miękkie stopy spoczęły na jego plecach. Przed nim, rozchylona widniała tajemnicza grota o różowych ściankach, pokrytych perełkami rosy. Zaczął całować delikatnie wargi łona, zagłębiał język w miejscu gdzie uda się łączą, aż w końcu jednym potężnym pchnięciem języka dotarł do ukrytego w głębi koralika - tej najwrażliwszej, dającej kobiecie najwięcej rozkoszy części ciała. Uda Ani zamknęły jego głowę jak w kleszczach, jej biodra uniosły się i tak już trwały, podczas gdy język Marka przemykał się drażniąco w jej różowym wnętrzu, a dłonie pieściły twarde pośladki. Ania jęczała głośno, coraz głośniej, aż wreszcie w orgiastycznym spazmie uwolniła jego głowę spomiędzy swoich ud i przetoczyła się na bok. Marek położył się obok niej chcąc ją objąć, ale wyśliznęła się i pchnęła obracając go na wznak. Przywarła głową do twardego brzucha mężczyzny, a jej ręka zsunęła się niżej, wślizgując się pod gumkę slipek, aż dotknęła gorącego, twardego penisa. Pomagając sobie drugą ręką zepchnęła slipy nisko na uda Marka. Był teraz w jej ręce, twardy, drgający od tętniącej w nim krwi, sterczący jak nawoskowany słup. Schyliła głowę i czubkiem języka poczęła przesuwać po purpurowej głowicy, ręką jednocześnie ściskając jego nasadę, zwalniając czasem ucisk by za chwilę zewrzeć znów palce z całej mocy.Oddychając ciężko włożyła go sobie głęboko w usta, aż delikatna jak atłas głowica członka oparła się o jej podniebienie. Jej język szalał teraz w ciasnej zamkniętej przestrzeni masując gorące, pulsujące jak żywe stworzenie ciało. Marek chwycił ją za ramiona, ale wyrwała się i zeskoczyła z łóżka. Pociągnęła go za sobą przed kominek, na rozłożony tam miękki dywan. Położyła się na plecach rozwierając szeroko uda .
- Chodź ! - powiedziała ochryple bierz mnie ... mocno ... mocno...
Klęknął między rozwartymi udami podziwiając rozchyloną niby płatki kwiatu muszelkę jednocześnie pocierając swojego generała dłonią, by nadać mu jeszcze większą sztywność.
- Aaaach... - sapnęła, gdy wszedł w nią mocno, jednym pchnięciem docierając do najtajniejszych zakątków jej wnętrza. Uniosła nogi jeszcze wyżej i zarzuciła je na ramiona Marka. Jego ręce przesunęły się pod pośladki Ani i chwyciły je mocno. Przytrzymując ją unieruchomioną, zagłębiał się w nią ostrymi rzutami bioder, coraz szybciej i szybciej. Jej ciało otwierało się przed nim przyjmując z poddaniem twardego penisa i zamykało szczelnie gdy się cofał, jakby pragnąc go zatrzymać. Jej wnętrze o atłasowej gładkości było palące i śliskie. Marek poruszał się coraz szybciej, coraz gwałtowniej, aż wreszcie ze stłumionymi jękami wtrysnął do jej wnętrz palący strumień swej namiętności i opadł drżący na jej ciało...... Trwali przy sobie w milczeniu, przytuleni, zasłuchani w deszcz i w siebie. Marek podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę. Spał a na jej ustach rysował się delikatny, cudowny uśmiech kobiety nasyconej i szczęśliwej....
__________________
We all know how these things work, so when you hear the beep, go for it...
|