W zaledwie 18 godzin (nie licząc czterech godzin przygotowania, wcześniej dwóch godzin w budowlanym, a jeszcze wcześniej kilku godzin na załatwienie innych spraw, które zdążyły nas nieco wymęczyć) udało nam się ze starym dobrym kumplem wytapetować u mnie kuchnię. Zaczęliśmy w piątek o 23 (mam na myśli same tapetowanie), a skończyliśmy w sobotę o 17. Biorąc pod uwagę, ze w pt wstałem o 7 rano (kumpel podobnie), można to uznać za spory sukces.
Tapetowanie odbyło się autorskim sposobem, który jest o tyle dobry, że wychodzi lepiej niż w przypadku większości fachowców, a zajmuje mniej więcej tyle samo czasu. W kilku miejscach najwyraźniej tynk okazał się za słaby i pod spodem pojawiło się nieco pustej przestrzeni, ale na to jak zwykle pomoże strzykawka z klejem i zastrzyki "podskórne" (i tak ściana okazała się nawet lepsza niż myśleliśmy - to zaledwie kilka miejsc, jakby się nie przyglądać, to można by nawet tego nie zauważyć).
W wolnej chwili dołożę tylko listwy wykończeniowe styropianowe pod sufitem, wykończenie dookoła okna i drugi raz sufit przemaluję na biało i z kuchnią spokój