Z tym sezonem grzewczym, to bym tam na Syberii nie był taki hej hop do przodu, bo ja słonko świeci, to dzisiaj wietrzyłam nawet, ale w nocy...
A wracając do tematu, to rano, jak jechałem po chleb, pierdyknęła mi nagrzewnica, musiało fajnie wyglądać jak spierniczałem z samochodu, bo nie wiedziałem, czy się nie pali, a widziałem kiedyś skutki chwilowego przebywania w płonącym samochodzie.

W jednej chwili kabina cała jak mleko, bo zimno było, a odkręciłem ogrzewanie.
Zamknąłem ogrzewanie, podjechałem 200 metrów na staję i kupiłem wodę demineralizowaną, dolałem i do mechanika, już nie próbowałem nawet do domu wracać, jeszcze płyn nie wylał się do kabiny...