A ja polecam coś ze staroci, albumy (nie utwory!) zespołu Pink Floyd. Ponadczasowe, genialne akustycznie, wbijające w fotel przesłaniem mocniej, niż niejeden rapowy kawałek rodem z ulicy. Tylko, jak mówię - należy ich słuchać całymi albumami, bo po utworach to raczej nie ma sensu.