Juz tlumacze.
W OS X mamy application.app, ktory w rzeczywistosci jest folderem i zawiera w sobie (w duzym uproszczeniu):
- Program
- Ikone, jaka ma sie prezentowac w /Applications i w docku
- Ustawienia lokalizacji dzialajace automatycznie w zaleznosci od ustawionej wersji jezykowej systemu
- Niezbedne zasoby, czyli grafiki, dzwieki, biblioteki, obiekty itd.
Po pierwszym uruchomieniu zakladany jest plik (JEDEN!) z ustawieniami danego programu (w zaleznosci od tego czy tylko dany uzytkownik czy tez wszyscy beda z niego korzystac - w ~/Library/Application Support lub w /Library/Application Support).
Od Liona dochodzi jeszcze generowany dla kazdej aplikacji na biezacoplik SavedState (nie ma funkcji "Zapisz" - wszystkie zmiany zapamietywane sa na biezaco, automatycznie).
Instalacji, czyli rozpanoszenia sie po systemie, wymagaja najczesciej jedynie programy korzystajace z tzw. rozszerzen jadra (KEXT = Kernel Extension), a spotkalem takich w zyciu raptem kilka - Parallels Desktop, ktory jako VM instaluje wirtualne interfejsy; DisplayPad, ktory robi z iPada dodatkowy monitor (wiec w sumie tez wirtualne wyjscie) czy Soundflower.
Zgodnie z regilaminem Mac App Store KAZDY program musi dzialac w "piaskownicy" i ZADEN z nich nie moze korzystac z zewnetrznych rozszerzen jadra. Wiec albo sie chlopaki poprawia, albo nigdy do MAS nie trafia...
__________________
"Android to syfiasty, zabugowany, irytujący, zaprojektowany przez idiotów, lagujący, udający otwarty i wolny system." - sobrus
Hosting na świetnych warunkach z rewelacyjnym wsparciem:
|