Czuję się z Wami jak z moim mechanikiem, gdy jeszcze miałem samochód.
Kiedyś na Trasie Toruńskiej dostrzegłem okiem swym kaprawym, że strzałeczka temperatury oleju(?) czy czegoś tam jest na czerwonym polu i w ogóle coś jest nie tak. Stanąłem i zadzwoniłem do mechanika.
- Nie jechać ani metra, na hol - orzekł
Ale postałem pół godziny, ostygło i ruszyłem. Przejechałem z kilometr, coś brzdękło i kaput

- Znowu temperatura, coś brzdękło, silnik chodzi, ale ciskam gaz i nie jedzie - mówię mu przez telefon
- Bo pierdykło. Trzy tysiące szykuj - tak mi powiedział i rozłączył się.
Potem mi pokazywał jakieś żelastwo i pukał się w głowę. Rozrząd czy coś, nie wiem, nie znam się. Jakoś inaczej wyglądało niż to coś na zdjęciu, ale tak samo nieznane.