Cytat:
Napisany przez ed hunter
Problem polega u nas na kosztach pracy, to że pracodawca bogaci się szybko, to się tylko cieszyć, za mało bogatych ludzi w tym kraju. A że traktuje pracowników, jak traktuje za marne grosze, to wina tego, że zamiast im dać i oni by wydali napędzając gospodarką, to musi za nich płacić niewyobrażalny haracz na urzędników naszemu złodziejskiemu państwu. Przecież nikt nie będzie prowadził biznesu tylko po to, żeby pracownikom było dobrze.
|
Ten haracz nic by nie dał, gdyby nie ci Polacy, którzy wyjechali. Dziś policzyłem, że sami moi znajomi przebywający za granicą przysyłają do kraju kilkadziesiąt tysięcy złotych... miesięcznie. Oczywiście rodzinom, które zostały. Z jednym dziś rozmawiałem; obecnie przesyła 3k zł co dwa tygodnie, rodzina (żona, dzieci) żyje ok, a on ogranicza swoje wydatki tam do minimum, żeby tylko jak najwięcej wysłać. Wpadł jednak na genialny pomysł - zabierze ich do siebie, czyli zrobi to co cała masa innych już zrobiła.
Cóż - 6k zł mniej z czego sporo zostawało w sklepach, firmach (internet, a ma u lokalnego dostawcy, usługi), u dentysty itp., plus dwoje uczniów mniej (dzieci), plus jedna pracowniczka mniej (żona ma pracę, płaci podatki) - powiedziałbym, że sama ta jedna decyzja to będzie realnie ze 2-3, może 4 etaty mniej w okolicy - w przeliczeniu oczywiście. A takich, którzy mają coraz mniejszą ochotę wysyłać pieniądze tu i żyć w rozerwaniu, jest już coraz mniej.
Jaki to ma związek? No może przede wszystkim ten oczywisty, że ci młodzi ludzie bez przyczyny stąd nie wyjechali - a pamiętam zarówno takie okresy, kiedy wyjeżdżało się "za chlebem", jak tu roboty nie było w ogóle, jak i takie, kiedy jechało się "za kiełbasą", bo tu się dało żyć, tylko biednie. Teraz część chętnie by wróciła, gdyby były warunki - i nie chodzi o kasę, bo tę już mają - ale powstrzymują ich między innymi właśnie te "haracze". Jeden wrócił, sprowadził ze sobą minikoparkę i teraz świadczy usługi nią - ma zlecenia i jak na razie nie narzeka. Wielu też by tak zrobiło gdyby nie niechęć przed byciem cieciem przed urzędnikami, trudnościami z założeniem firmy, wysokimi opłatami itd.
Coraz częściej władze lokalne krajów emigracji zauważają, że Polacy przynoszą im korzyść, jak ściągnie się ich z rodzinami, bo wtedy nie wysyłają pieniędzy do rodzin za granicę, tylko wydają na miejscu - nie ma odpływu pieniądza. A to są miliardy euro w skali roku - to być może są większe kwoty, niż Polska dostaje w ramach programów UE. W naszym interesie jest, żeby nasze władze robiły dokładnie odwrotnie - zachęcały do pozostawania rodzin tu.
W tym kontekście zastanawiam się, czy podniesienie płacy minimalnej o 30% i utrzymanie tego tempa wzrostu przez pięć lat nie byłoby strzałem w dziesiątkę. Wymusiłoby to wzrost cen w niektórych sektorach, zahamowało spadek bezrobocia (cóż, ale my mamy obecnie wzrost, więc nie ma i czego hamować), ale za to mogłoby wstrzymać wiele decyzji o emigracji rodzin, przy czym ci co wyjechali raczej nie wróciliby na sygnał, że będą więcej płacić tym co mają pracę, tylko pracy dla bezrobotnych dalej niewiele.
Przy tym cięcia w budżecie i tak są nieuniknione, a ich opóźnianie, które jest stałą tendencją (właściwą zresztą całemu światu Zachodu) jest coraz mniej celowe; ale to już zupełnie inna bajka.