Dziś, nieco podpity, wracałem od kolegi. Nie pijany, ale wystarczająco wstawiony, żeby nie siadać do auta - pewnie byłoby z 0,3, czyli o 0,3 za dużo.
Jeden młody właściciel Golfa drugiej generacji pozwolił sobie przemknąć skrzyżowanie (skręcając w prawo) z prędkością o 10 km/h za dużą, co w przypadku każdego normalnego kierowcy skończyłoby się lekką kontrą kierownicy i przejechaniem bez najmniejszego problemu, przy czym właściciel Golfa nie należał chyba do kierowców szczególnie uzdolnionych i zakręcił pięknego bączka. Jego szczęście, że nikogo w pobliżu nie było; postał kilka chwil ze zdumioną miną, w końcu przypomniał sobie gdzie ma wsteczny i jakoś z wielkim bólem wycofał a następnie pojechał dalej...
Warunki nad wyraz trudne, ale nie obwiniałbym drogowców, a fatalną pogodę. Główne trasy mimo późnej pory pięknie odśnieżone. Niechże jednak trochę w nocy popada, to jutro od Armagedonu uratuje nas tylko to, że będzie sobota i nie trzeba będzie dzieci zawieźć do szkoły...
Jechałem wczoraj drogą powiatową niedaleko wiejskiej szkoły podstawowej, w której sam się kiedyś w pierwszej klasie uczyłem (na czas remontu domu przeprowadziliśmy się do dziadków na wieś). Pamiętam, że chodziłem prawie dzień w dzień ponad 3 km do domu, bo nie chciało mi się czekać na autobus. No i wczoraj widzę, jak osobowe auto staje na środku skrzyżowania nie patrząc na innych uczestników ruchu; zdumiony nie bardzo wiedziałem, co skłoniło do tak karkołomnego wyczynu kierowcę, póki nie zobaczyłem zbliżającego się od strony szkoły małolata rozkładającego w geście bezbrzeżnego oburzenia ręce - "ojciec, jak śmiałeś spóźnić się pięć minut podczas odbierania mnie ze szkoły"? Żałosne...
|