Gdy rządził wiadomo kto, nie robiono nic poza szukaniem kogo wsadzić.
Obecnym wykonawcom wystarczy nie płacić za fuszerkę i ściśle trzymać się wymogów w projektach. Jednak u nas nic nigdy nie jest tak proste, jak wygląda. Firmy udają, że robią dobrze a państwo udaje, że płaci i nie wiadomo kto tu jest pierwszy i bardziej winny.
Wykonawcy zamiast się rozwijać i zarabiać na takich kontraktach, to upadają zanim doczekają zapłaty. Główny inwestor i prezes przeważnie maja się dobrze, ale po dupie dostają podwykonawcy czyli ci od czarnej roboty. To jest możliwe tylko u nas
Polskie firmy są za małe na inwestycje w takiej skali. Mają za mały kapitał, podpieraja się kredytami, załatwiają zawyżone kontrakty, żeby starczyło na spłatę z odsetkami, nie są w stanie czekać długo na zapłatę - najczęściej jeszcze obciętą za niedotrzymanie standardów. Taka jest polska rzeczywistość.