Te jabłka to smutna rzecz - cholera, tych odmian które najbardziej lubiłem w dzieciństwie już nie ma...
Ale czemu się dziwić - dziś sadownictwo podlega tym samym zasadom, co uprawa i chów zwierząt - ma być tanio i wydajnie. A drugi ogromny problem to zmniejszająca się ilość prywatnych, przydomowych sadów. Mieszkam przecież na Lubelszczyźnie, to nie Mazowieckie i okolice Grójca. A mimo wszystko jak się dziś czasem wybiorę na spacer czy wycieczkę rowerową po okolicy, to widzę przepaść w porównaniu z tym, co było 15-20 lat temu. Już nie o to chodzi, żeby każdy człowiek miał stadko kur biegających po podwórku i dwie świnie w chlewie, ale te parę drzew owocowych to w moim mniemaniu sama korzyść, a drzewa ani nie wydrapują trawy, ani nie śmierdzą na kilometr, jak zwierzęta hodowlane. A na moje oko to we wspomnianym okresie czasu ilość drzew owocowych w okolicy spadła o jakieś - przynajmniej - 40-50%. Iglaki za to są.
|