Reklamy mają różne cele. I nie łudziłbym się, że nie działają. Działają na każdego z nas*
Kwestia jak miały zadziałać i jak faktycznie zadziałały. To, że dostaje ktoś wysypki na widok idealnie czystej koszulki która była uświniona jak pampers niemowlaka co dorwał się do spiżarki z żarciem dla dorosłych przed praniem nie znaczy, że stojąc przed półką nie wybiorę proszku z reklamy. Bo wszystkie proszki mają podobne reklamy. I wszystkie są reklamowane. A dlaczego wybieram ten a nie inny? Oczywiście łudzę się, że jest lepszy/tańszy/bardziej dopasowany do moich potrzeb i to sam sprawdziłem. Ale jak patrzę na te półki, to 3/4 z tych proszków nie sprawdziłem...
Ale doprowadzenie do wybrania produktu na półce to nie jedyny cel reklam. Czasami wystarczy rozpoznawalność marki. Niech i reklama mnie nie przekona, ale produkt z no name dzięki niej stanie się w moim odczuciu markowy. Może nie najlepszy, ale rozpoznawalny.
Czasami reklamy mają wypozycjonować produkt. Że proszek X jest superhipernaj, Y średnia półka, a Z to tani, ale nie widać różnicy. A na dobrą sprawę to bardzo podobne produkty tej samej firmy. Tak jak mamy procki ze sztucznie zablokowanymi rdzeniami, po to, by te mocniejsze można było sprzedawać drożej a jednocześnie nie oddać któregoś segmentu konkurencji przez brak swojej oferty, tak samo wiele produktów ma. A jak lookniecie na półki z chemią w markecie to... A pewnie wiecie (a kto nie wie, ten się może zdziwi jak sprawdzi producentów - liczba mało mnoga).
Są też reklamy które nam niemal w hipnotyczny sposób coś wmawiają. Jest jesień, będziesz przeziębiony albo złapie Cię grypa, chyba że kupisz X. Żeby ci się dobrze spało kup X, żeby ci się dobrze s*^ ło nie przerywając snu kup Y, żeby ci stało kup z.
Wyręczaj naturę. Tych reklam najbardziej nie trawię. A jak to dotyczy jakichś (para)medykamentów dla dzieci którym na drodze bez Z staje ból, to scyzoryk mi się w kieszeni otwiera. Bo dzieci w to bezkrytycznie wierzą. I koncerny farmaceutyczne mają tabuny klientów wychowanych od łóżeczka. A przecież natura sobie z tym radzi od tysiącleci w 99% przypadków nawet bez pomocy szamana.
A czy kupuję** produkty no name?
Raczej nie. Jak na półce widzę trzy produkty z tego dwa nie reklamowane, nieznanej marki - wybieram ten z reklamy. Więc reklama na mnie działa.
Oczywiście niektóre marki grabią sobie. Jak np. Sądołów. I za udaną próbę cenzury Internetu ich produkty są na moje czarnej liście. Mogą robić sobie teraz super reklamy i super produkty. I w nosie mam, że wycofali pozew. W nosie mam, czy test tatara był dobry, czy nie. Ważne, że nie był wulgarny, nie obrażał ani dobrego smaku (przynajmniej co do formy), uczuć religijnych itd. Jak przeczytałem o zakazie wyrażania opinii o produktach danej firmy to poczułem się jakbym został cofnięty w czasie przed 1989r.
Jednak reklamy tych pyszności działają dalej na mnie. Tylko, że jak płachta na byka. Przypominają, żeby zwracał uwagę na producenta tego, co wrzucam do koszyka.
A co do NLP i kotwiczenia. NLP to nowe nazwy na stare numery. Wcześniej było to zwane odruchem warunkowym (dzwonek to był dla psa sygnał do ślinienia a dla ucznia w zależności od sytuacji).
A co kilku do maszyn wirtualnych w na jednym hardwarze BRAIN v. 1.0, to ładnie to było pokazane w filmie z 2003 r. Tożsamość (Identity). Nie chcę tego mieć
* nie dotyczy tych, co mają adblocka a w TV zdążą przełączyć kanał.
** "ja" jest tutaj podmiotem lirycznym. Sądzę, że każdy ma podobnie. Tylko niektórzy lepiej oszukują samych siebie.