Ech, co za czasy nastały...
Toć już w Lalce mamy jakże cenne przykłady tego, że rzeczą nad wyraz dobrą jest móc nabyć towar u
lokalnego pośrednika. Już w tamtych czasach ludzie doszli do tego, że bardziej opłaca się wyasygnować jednego człowieka, który będzie się zajmował sprowadzaniem towaru i dalszą jego odsprzedażą niż paranie się tym na własną rękę. Nawet, jeśli kupującym jest mieszkaniec Jęczydołów Wielkich, a sprzedawcą - młynarz z Wólki Jęczydołeckiej, którego młyn widać w pogodne dni ze wzgórza zza mańkowego podwórza.
Jakoś tak ludzie zauważuli, że kosztem konieczności zapłaty Ajentowi Tomaszowi za pośrednictwo, zyskują nie tylko znikomą oszczędność w czasie, który trzeba by było poświęcić na transport (znikomą, bo to przecież ze trzy staje do młyna), ale jeszcze i pewność, że jak w mące znajdzie się stadko myszy, to:
- nie będzie trzeba gonić kolejnych sześciu stai w te i we wte,
- młynarz uzna, że to jego myszy, a nie nasze,
- nie będziemy musieli wysypywać następnego worka, żeby sprawdzić czy w nim nie ma kolejnej rodzinki gryzoni.
I dziś zamiast być mądrzejsi o wiedzę naszych dziadów myślimy tylko, jakby tu o kilka procent taniej kupić.
Swoich pieniędzy dzięki PayPal'owi raczej nie ryzykujemy w razie odstępstwa od kupna, choć i tu sporadycznie różnie bywa. Ale jak już paczka przyjdzie i ją zaakceptujemy, to stajemy się radosnymi posiadaczami towaru praktycznie bez żadnej gwarancji. Ponadto nigdy nie wiemy, jaka będzie ostateczna cena towaru, bo a to przesyłka jednak droższa, a to celnik zrobi dokładnie to, co powinien zrobić w świetle prawa, czyli doliczy nam cło. Nie wspominając o takiej drobnostce jak kilkutygodniowe oczekiwanie.