Kolejne, trzecie już podejście Davida Cage w tworzeniu gier. Nie, nie gier! Filmów interaktywnych. Project Indigo/Fahrenheit i Heavy Rain uważam za niewypały, choć klimatyczne i angażujące to zabite przez przesyt QTE, które często trzeba było wykonywać w absurdalnie krótkim czasie. Z tego też względu po Beyond Two Souls spodziewałem się tej samej mordęgi. Ba, spodziewałem się nawet tak samo dużej ilości zabijających klimat mieszaniny różnych klimatów (np. bryle Jake'a w HR czy przesadna ilość okultyzmu w PI).
Choć BTS dalej jest festiwalem QTE to są już całkowicie zjadliwe - jest dużo czasu na wciskanie przycisków, zwykle to nawet nie muszą być konkretne tylko samo wychylanie analogów w którymś kierunku - a więc najważniejsze - nie męczy. Tym razem, deweloper oddał też niepomiernie większą kontrolę nad bohaterką gry, dzięki czemu nie czuć tak tej smyczy, można się w większości lokacji poruszać w miarę swobodnie (oczywiście tylko pozornie, ale nie są to już takie ciasne tunele jak w HR, gdzie postaci często klinowały się...).
Uważam że fabuła jest co najmniej interesująca, angażuje, jest nasycona emocjami i - trochę wstyd się przyznać, ale ruszyła mnie, starego kamienia.

Być może za sprawą znacznie lepszej oprawy graficznej (grałem na PS3), w której kobiety stały się w końcu atrakcyjne - szczególnie główna bohaterka, której losy śledzimy od małej dziewczynki aż po, powiedzmy że dorosłość. Po przejściu gry, dostajemy dostęp do materiałów promocyjnych, reklamy, szkice, dema techniczne itd. Jednym z nich jest sesja mockup z aktorami, którzy wyglądają jak bohaterowie gry. O rany, - pomyślałem. To oni istnieją?

Nawet głosy są ich.
Nie przypuszczałem, ale... polecam ten tytuł. Jest stricte casualowy, ale mimo to polecam. Szczególnie kobietom, które na 100% porozklejają się przez połowę gry.