Cytat:
Napisany przez grzeniu
Osobiste moje przekonanie jest takie, że stare pojedyncze szczepionki były 'bezpieczniejsze' niż nowe typu 3 w 1, tylko że kłuć więcej było. Mniejsze jednorazowe obciążenie organizmu.
|
Tylko, że kalendarz szczepień jest taki, że przy pojedynczych szczepionkach i tak trzeba kłuć dziecko w tym samym czasie. Więc obciążenie takie samo. Do tego poczytaj różnice w szczepionce skojarzonej a pojedynczej przeciwko krztuścowi. Jedynie 6w1 zbędnie obciąża organizm, bo za każdym razem jest WZW, a wg kalendarza wystarczy mniej dawek.
Jeszcze co do autyzmu (żeby nie mnożyć postów). Rodzice dzieci z autyzmem szukają racjonalizacji, wyjaśnienia - a tego nauka nie potrafi jak na razie. Nie wiadomo skąd się bierze autyzm ani na dobrą sprawę na czym polega (diagnoza na podstawie objawów - nie znaleziono ani genu, ani czegoś we krwi, czy w mózgu do sprawdzenia jakimś badaniem). Na podstawie statystyk można powiedzieć, że są jakieś czynniki ryzyka.
A to daje pole do różnych teorii zarówno co do genezy, jak i sposobów leczenia. Być może kiedyś któraś okaże się prawdziwa. Ale jakoś nie pasuje mi rtęć (kiedyś dużo częściej spotykana - teraz termometry rtęciowe trzeba przemycać z Ukrainy a plomby amalgamatowe już dawno wyszły z użycia) czy jakieś zanieczyszczenia (paradoksalnie więcej było i to w produktach dla dzieci).
Może to szczepionki, może zanieczyszczenie środowiska, może to podawanie witamin (D i K od urodzenia), może chemtrails, może wszędobylskie fale radiowe, może to, może tamto.
Może to ewolucja? Może
to nie zaburzenie?
Faktem jest, że lawinowo rośnie ilość autystów. Pewnie częściowo dlatego, że więcej się o tym mówi i więcej przypadków łagodnych jest diagnozowanych (ostrych raczej nie da się przeoczyć). Może część fałszywie zakwalifikowanych jako autyzm a że diagnoza tylko na podstawie objawów i słabo mierzalna i weryfikowalna to możliwe. I może te fałszywie zakwalifikowane przypadki dają się wyleczyć, może dziecko samo wyrasta a potem rodzice trąbią, jak to chelacja czy św. Józef pomagają na autyzm. Ale musi być jakaś przyczyna, że kiedyś był jeden przypadek na 100 czy 200k dzieci, a teraz z 1000x więcej.
Ale najbardziej przerażają mnie szamańskie metody "leczenia". Rodzice starają się udowadniać sobie, że to jest uleczalne i chwytają się wszelkich możliwości. Trudno im się zresztą dziwić, ale w tym pędzie zapominają, że dziecko też człowiek i nie samym leczeniem żyje.
Wystarczy looknąć na
blogi czy
fora rodziców dzieci autystycznych. Masakra. Diety, biorezonans, chelacje, homeopatia, modlitwa i inne cuda. W sumie to przez chwilę byłem za ściganiem takich naciągaczy, ale może faktycznie komuś pomagają na zasadzie placebo?