Znalazłem Mrutka po 9 dniach, wyszedł w zeszły piątek rano i przepadł. Dzisiaj usłyszałem jego miauczenie w szopie, gdzie go zamknął dziadek, po tym jak skosił trawę na działce. Nie mieszka tam, chodziłem przy tej szopie kilka razy i kiciałem, a ten drań Mrutek siedział cicho. Zadzwoniłem do właściciela działki, powiedział, że przyjedzie jakoś dzisiaj, mówię, panie, kot tam siedzi od dziewięciu dni, a on mi na to w śmiech i że musi najpierw coś w domu skończyć. Wezwaliśmy policję, zostałem poinformowany, że jak się włamię do tej szopy, to będę zatrzymany, powiedziałem, policjantowi, że nie ma sprawy, ale niech mnie zatrzyma jak już kota wypuszczę.

Przekazali telefon do dyżurnego w komisariacie, ten zadzwonił do właściciela i pojawił się w miarę szybko. W międzyczasie kota poiliśmy przez wężyk.
Wróciłem niedawno z kliniki, kot ma zapalenie spojówek, jest trochę wygłodniały i odwodniony, ale nie na tyle, żeby trzeba było podawać kroplówki. Dostałem kropelki do oczu i tabletki na wzmocnienie.
Musiałem schować karmnik z suchą karmą, bo by zjadł wszystko, dostaje mokrą po trochu, wody tak opił się z wężyka, że jeszcze nie tknął.
Mrutek nie opuszcza mnie, wbija mi pazury ugniatając łapkami i mruczy jak agregat.
Nareszcie nauczył się miauczeć...