Co sie dzisiaj odwaliło to ja nie mogę
Zajęcia się skończyły w szkole to poszliśmy z ziomkami na taki plac koło szkoły i gadamy, wygłupiamy się. Były tam takie donice takie betonowe, to odbijaliśmy się od nich, skakaliśmy przez nie itp. takie wanna-parkour tricks.
Ja skakałem z jednej na drugą i noga jakoś się ześlizgnęła po czym mój łeb przeżył spotkanie 3 stopnia z betonem.
No trudno, zdarza się. Wstałem, nałożyłem czapkę i leci standardowy tekst (

ale przy*****em) i chcę iść do domu

Po jakimś czasie jednak świat zaczął dookoła się kręcić i podjąłem decyzje że jednak nie wracam.

Kubson wziął mnie za ramię i poszliśmy do szkoły. Kazali mi sie położyć jakaś woda utleniona itp. te sprawy.
Dzwonią do matki, ona chce żeby pogotowie przyjechało badało mnie. To czekam i czekam (w międzyczasie wydobrzałem już było bez zawrotów głowy). Przyjechali, gościu pomacał, poobcinał, ocenił że nie ma tragedii, no ale na oddział jechac trzeba.
W drodze gość wypytuje mnie o wszystko, zagaduje o jakieś na luzie rzeczy itp.
W szpitalu ciągle chca bym coś podpisywał, to podpisuje nie patrząc nawet co

Babka stwierdza że trzeba szyć, i jak zaszyła to wsadzają mnie do jakieś komory i robią badanie (tomografia). Taki troche w szoku jestem bo sie tyle rzeczy dzieje.
Potem założyli taką opaskę dziwną jak firanka (i mam ją nosić do pojutrze

)
Co w tym pozytywnego? Ano, że tomografia nic nie wykazała

i zdejmują mi ten opatrunek za 10 dni i będzie spokój