Pamiętam tę grę jako pierwszego znienawidzonego "fajnala". Minęła dekada, wyszedł tzw. remaster, na bezrybiu i rak ryba - więc gram - co zmusiło mnie do refleksji, można się na świeżo zastanowić nad wylanym niegdyś jadem.
Oczywiście słusznie ponieważ FF9 był ostatnią klasyczną częścią serii, z normalną mapą świata, pełną swobodą w kontynuowaniu linii fabularnej itd. Więc skoro po recenzjach oscylujących w granicach 9/10 kupiłem za 220zł grę, czyli za w zasadzie roczne kieszonkowe, poczułem się jakbym strzelił sobie z kartacza w łeb...
Co było idiotyczne wtedy i co jest idiotyczne dziś?
Masa idiotycznych, niepotrzebnych, urozmaicających na siłę rozgrywkę, mini gier. Polowanie na motylki, unikanie pioronów, jazda na pijanym chocobosie w którego wlatują mewy i w którego rzucają piłkami do blitzballa, sam blitzball. Nienawidzę mini gier w grach, szczególnie kiedy są hardcore'owe (pioruny, czasy itd.), kiedy pochłaniają za dużo czasu (znowu blitzball) i kiedy są po prostu niespójne z resztą uniwersum.
Nie podoba mi się nadal poziom trudności gry, jest przesadzony, nad Seymourem Flux czy jak mu tam było, w górach Gagazet spędziłem (zmarnowałem) prawie dwie godziny i wielokrotnie wcześniej pokonywałem bossów "rzutem na taśmę"... A jak to zawsze bywało, podpakować nie bardzo jest jak bo na tym etapie gry nie da się czyścić pól na Sphere Grid a kolejne poziomy wymagają coraz to większej ilości AP, które zapewniają stwory dopiero w kolejnych lokacjach. Nie wyobrażam sobie aby FFX ukończył jakikolwiek dzisiejszy nastolatek, a mam bardzo dużą tolerancję na to co dla innych jest nudne lub trudne. Może źle zaplanowałem rozwój postaci, nieprzystający do mojego stylu gry? Może i tak, tylko że kiepsko jest o tym się przekonać po 20 godzinach gry bez możliwości korekty...
Nie podoba mi się większość głównych bohaterów. Yuna jest świetna, Auron także, Lulu po za imieniem też, Khimari nic nie mówi więc dołącza do tego zacnego grona.
Niestety Tidus, którego jest najwięcej w grze jest nie do zniesienia, razem z Wakką i Rikku. Grając miałem ochotę wskoczyć do telewizora i wyręczyć Sina.
Aż wreszcie, nie podoba mi się że jestem prowadzony po tunelu bobslejowym bez możliwości swobodnego poruszania się po całym świecie, zanim nie ukończę gry...
Co przestało być idiotyczne?
Minęło wiele lat, rozumiem teraz wszystkie dialogi, wyrosłem z bycia nastolatkiem więc także dostrzegam relacje i reakcje, na które wcześniej nie zwracałem uwagi. Powiedziałbym nawet, że to jedna z najlepszych historii w serii FF, a nawet gier dawnego Squaresoft.
Design. Ma swój unikalny styl, świetnie pasujący z resztą wodnego świata. Nawet transformator na plecach Bahamuta nie budzi już we mnie oburzenia.
FFX posiada jeden z najbardziej rozbudowanych "post game" w jRPG. Kiedyś mnie to raziło, że po co, że ile to czasu zajmuje itd. Ale przecież ani nie jest obowiązkowe, a daje wymierne korzyści.
Prawdziwy Remaster
A to dosyć ciekawe. Obiekty postaci zostały zrobione na nowo, ponieważ są mniej kanciate i to co dawniej imitowało np. naszyjnik na teksturze, w remasterze jest osobnym obiektem. Dodano do lokacji różnych traw, kwiatków itd. nie za dużo, ale jednak. Woda dostała nowoczesne shadery, ale na tyle nienowoczesne aby nie kontrastować z resztą grafiki. Większość bitmap zrobiono od nowa, włączając w to czcionkę, a nie jak w innych remasterach, po chamsku rozciągnięto na 16:9. Filmy też są w natywnej 720p, a nie jak we wszystkich innych grach, przeskalowane z 576p 4:3. Tekstury, które były za małe, rozciągnęli ale też przefiltrowali w fotoszopce (a to szum dodano, a to jakiś dodatkowy efekt piasku, traw itd.). Te które są identyczne są ostre jak żyleta, co sugeruje przygotowanie wersji także na PC (w tamtych czasach).
Właśnie tak powinny wyglądać porty z poprzednich generacji! To pierwsza gra, która nie jest gorsza od wersji z PS2, i której efektów nie da się osiągnąć na emulatorach z wide screen patchami itp. Brawo Square-Enix, zero ironii, to naprawdę kawał dobrej roboty, a nie pójście na łatwiznę i owrapowanie zatęchłego kotleta.
6/10 bo ja jednak wolę stare fajnale