Tego sobie wszyscy życzmy. Natomiast mnie martwi, czym to będzie ładowane.
Obecnie zużycie energii na mieszkańca w Polsce wynosi niecałe 5 000 kWh na rok. Przyjmijmy, że taki statystyczny Polak w swoim aucie spędza średnio 40 minut dziennie . Jeździ autem o mocy zaledwie 60 kW. Które właśnie zamienił na elektryczne, dotąd jeździł benzyniakiem o identycznej mocy.
Oczywiście te 60 kW to moc szczytowa, osiągana po wciśnięciu gazu do podłogi. Średnio auto o takiej mocy zużyje - powiedzmy optymistycznie - 25% całkowitej mocy. Pewnie trochę więcej (im słabszy silnik, tym procentowo bardziej będziemy go wykorzystywać, częściej mocniej wciskać gaz), ale niech tam. Liczymy dalej.
40 minut x 365 dni daje nam ok. 240 godzin jazdy w roku. Przemnażając to przez średnie zużycie energii na poziomie 15 kW daje nam to rocznie dodatkowe 3 600 kWh. To spory wzrost, na który musi się znaleźć prąd.
Powinniśmy zacząć troszczyć się o wzrost mocy wytwórczych energii elektrycznej, gdyż w innym razie rozwój rynku aut elektrycznych będzie utrudniony, a ponadto cena energii elektrycznej, której zaczną się niedobory, będzie wzrastać.
Aha, jeszcze jedno.
Mój dziadek, kiedy kupił pierwszy motocykl, mógł nim jeździć bez prawa jazdy, gdyż pojazdów takich było kilka w powiecie i nie było jeszcze zwyczajnie żadnych regulacji co do tych pojazdów. Biurokracja przyszła potem.
Obecnie auta elektryczne są po pierwsze traktowane jako ekologiczne, a po drugie są rzadkością i nie ma zbyt wielu regulacji. Natomiast kiedy się spopularyzują, mogą rzeczywiście wpłynąć na spadek sprzedaży paliw płynnych. A one są obłożone akcyzą. Wysoką.
Nie zdziwię się, jeśli za jakiś czas, jeśli/kiedy auta elektryczne staną się powszechne, pojawi się przepis, że można je ładować tylko ze specjalnych gniazdek, z osobnych obwodów, osobno opomiarowanych, z których prąd będzie obłożony dodatkowo akcyzą od transportu. Potraficie to sobie wyobrazić? Ja potrafię.
Ostatnio zmieniany przez Jarson : 13.05.2017 o godz. 11:16
|