Jakies 4 lata temu padl mi dysk. WInda po formacie nie chciala sie zainstalowac. Oddalem go do sprawdzenia w firmie komputerowej w moim miescie. Zrobili - podobno jakis programik sie z nim meczyl ok 12 (sprawdzal kazdy cylinder czy klaster juz nie pamietam co mi gosc mowil, a podobno "normalne" programy wywalaly sie juz po 100 bledach na dysku) ale zrobil dysk i do dzis dziala.
Stracilem co prawda jakies 300 MB i mam teraz zamiast 4,3 GB to 4GB. Ale nawet skandisc nortona czy windowsa nie zauwaza nawet tych zlych sektorow. Tak jakby okroili mi twardziela
Pozdrawiam
onmagarol