Rozmaitych "kitów" jakie sprzedawcy próbowali wcisnąć różnym klientom w sklepach nie spomnę, tyle tego było, niestety. Albo próbowali po prostu i bezczelnie oszukać, naciągnąć, itd., albo sami nie wiedzieli dobrze i pletli głupstwa, albo nie wiedzieli, wiedzieli, że nie wiedzą, i wymyślali historie z kosmosu - takie rzeczy to przeważnie w sprawach serwisowych (wiadomo - jak wysiadł sprzęt - zwala się na oprogramowanie, a jak wysiada oprogramowanie - zwala się na sprzęt).
Nie tak dawno natomiast, idąc na giełdę komputerową usłyszałem rozmowę paru takich całkiem młodych ludzi, którzy z niej właśnie wychodzili i komentowali chyba jakąś nieudaną transakcję, używając przy tym języka bardzo niewybrednego; mniej więcej w ten sposób: "no już bym temu durnemu gościowi wcisnął ten kit, ale tamten się wtrącił" - i tu nastąpił komentarz, co należałoby zrobić temu, co się wtrącił, opisujący jego cechy fizyczne (podobieństwo do pewnych męskich szczegółów anatomicznych) oraz prowadzenie się jego matki, a nawet więcej.
Z mojego własnego doświadczenia (ostatnio zresztą bardzo rzadko bywam): giełda komputerowa to miejsce, gdzie można usłyszeć taki kit i bajer, jakiego nie usłyszy się nigdzie (chyba tylko na giełdzie samochodowej).
|