W przypadku książek takich jak Diuna (a za wiele ich nie ma) autorzy ekranizacji mają do wyboru albo zrobić tytuł dla fanów serii albo dla szerszej publiczności. W pierwszym przypadku, jak pisze Deckard, trzeba by było kręcić trylogię, albo i po filmie na część - tylko że wówczas film byłby dla większości jednocześnie nudny i zbyt zawiły. W drugim musimy się (jak sądzę, bo jeszcze nowej ekranizacji nie widziałem) zadowolić bardzo dużymi uproszczeniami. Sam nie uważam tego za wadę - jeśli w filmie nie ma wszystkiego co jest w oryginale, to tym bardziej zachęca do sięgnięcia po oryginał, jak ktoś jeszcze nie czytał, albo jeśli już zapomniał