Jeżeli potrzebujesz dziś energooszczędnego komputera do zastosowań biurowo-internetowo-entertainingowych ale z wyłączeniem gier, to budujesz konfig na np. Intelu z końcówką T i masz TDP na poziomie 35W. Taki procek ma w sobie integrę, zatem odpada kilkadziesiąt watów na grafikę (taki GeForce FX 5600 z 2003 miał TDP 37W). Do tego nośnik M.2 zużywający znacznie mniej energii niż 3,5-calowy talerzowiec (tu akurat oszczędzimy niewiele) i 21" monitor z podświetleniem LED zamiast 17" kineskopowego i mamy konstrukcję deklasującą nie tylko wydajnościowo, ale również pod względem zużycia energii kompa sprzed 20 lat.
Oczywiście najwyższa półka w tym samym czasie spuchła niemożebnie, ale dla mnie to efekt niecierpliwości. Można by tworzyć kolejne generacje sprzętu o tych samych wymaganiach energetycznych, z których każda byłaby trochę bardziej wydajna od poprzedniej, ale kusi wyjść na prowadzenie robiąc kolejny rdzeń graficzny nie tylko w niższym procesie technologicznym co pozwala upakować więcej tranzystorów na tej samej powierzchni, ale jeszcze dodatkowo nieco zwiększając samą wielkość rdzenia. To daje podwójny efekt wydajnościowy, ale niestety okupiony wzrostem energochłonności.
To by trzeba było policzyć, ale na oko gdybyśmy dziś ograniczyli dozwolone zużycie energii dla komputera do poziomu jaką miały konstrukcje z 2002 roku (czyli ok. 300W) to producenci gier musieliby zrezygnować ze zwiększania jakości grafiki na co najmniej 4-5 lat...
|