Skoszone. Najpierw podkaszarka, później traktorek. Łącznie 6 godzin, 21 koszy. Musiałem jeździć bardzo, bardzo powoli, bo trawa tak urosła, że szybka jazda blokowałaby tunel pomiędzy nożami a koszem.
Przy okazji - sprawdziło się przysłowie w co się obraca niedzielna praca - biorę podkaszarkę, próbuję odpalić - połowa sznurka została mi w ręce. Dodatkowa godzina zmarnowana na demontaż, poszukiwanie odpowiedniego "zamiennika" i ponowny montaż. Na całe szczęście więcej przygód nie było.
Ale dobrze że się nie poddałem - dzisiaj już pada.

pobudkowa.