No to jak Pogacar - dałem w palnik

Wkurzyło mnie, że znów coś (przeziębienie tym razem) zniszczyło mi trening, więc po pięciu dniach przerwy zamiast zacząć rozsądnie walnąłem półmaraton w trupa. Oczywiście osłabienie po chorobie plus temperatura 25 stopni, plus pełne słońce omal mnie nie zniszczyły. Dobiegłem w jeszcze nienajgorszym czasie 1:39:20, natomiast chwilami zastanawiałem się, kto w razie czego będzie mnie zbierał z rowu...
Specjalnie zważyłem się przed i po, straciłem 2 litry płynów, co objawia się obecnie fajnym, pulsującym bólem głowy. Obiadu od pół godziny nie dałem rady tknąć (a przed biegiem tylko patrzyłem, co by tu szarpnąć), za to wypiłem pół herbaty z cukrem, dolałem coli do pełna i dopiłem całość, następnie drugą

, obecnie zaczynam trzecią. Gdyby nie to, że jeszcze dziś odrobinę czułem rano gardło, to już bym było po dwóch-trzech zerówkach z lodówki, a tak się męczę