...Leżał tak około minuty, ale Zygfydowi wydawało się, że minęły całe lata. Nagle usłyszał głos "wstawaj cieciu'. Była to sprzątaczka, pani Maryna. "Jak ty do mnie mówisz" warknął Zygfyrd. "Oj weź idź" odpowiedziała Maryna. "Dobra" rzekł Zygfryd i poszedł umyć twarz z kału. Umył pysk i spojrzał w lustro. Stała za nim ta sama postać co zleciła mu zadanie wybicia królików. Odwrócił się, ale postaci tam nie było. "Za dużo tych tajemniczych postaci ostatnio cholercia" pomyślał. Wyszedł z łazienki i skierował zmęczone zwłoki do swego gabinetu i zamówił taksówkę. Zlazł na dół, poczekał 5 minut i nadjechało żółte auto. "Do domu na kanapę proszę" rozkazał kierowcy. "Robi się" odpowiedział i pojechali. Kierowca nie był ani tajemniczy, ani dziwny, właściwie to nie był żaden, jeżeli jest to możliwe, co bardzo zdziwiło Zygfyda, przeciez tyle tajemniczych i dziwnych postaci widział ostatnio. Dojechali. Zygfryd zapłacił i udał się do drzwi domu. Były otwarte. Wyciągnął swój bicz Indiany Jonesa i powoli wlazł do środka. Włączony telewizor, otwarta lodówka, ślady krwi. Nagle usłyszał głos za sobą "hello mr. Zygfryd" i odwrócił się. Zobaczył...
C.D.N.
__________________
Kazimieła mówi: Ten temat śmiełdzi!
|