To u nas głównie można pośmiać się na angielskim... Chociaż na innych lekcjach też się zdarza...
Angielski:
Piszemy godzinny sprawdzian, cisza jak nigdy a mój kumpel (Tomek mu na imię) wstaje i mówi:
T: Przebraszam bardzo, ale mam pytanie nie cierpiące zwłoki...
N: Proszę bardzo...
Tomek wyjmuje bułkę z kechupem z plecaka i:
T: Czy mogę to zjeść??
A wszyscy w rechot...
Albo inna lekcja anglika:
Nauczyciel coś tam tłumaczy, Tomek (wychodzi na to, że to nasz klasowy jajcarz) wstaje i pyta się nauczyciela:
T: GOŚCIU!!! Ile razy mam powtarzać, że my i tak z tego nic nie rozumiemy...
Albo fizyka...
Nauczyciel coś tam mówił, przerywa i mówi:
N: Żeby was trochę rozweselić opowiem wam kawał: (Wnuczek poszedł z babcią do kościoła w Zaduszki. Słucha jak ksiądz czyta wypominki:
"Za duszę Jana, Marcina, Henryka, za duszę Adama, Andrzeja, Teofila..."
Chłopiec słucha, słucha, w końcu zaniepokojony ciągnie babcie za rękaw:
"Babciu, chodźmy stad, bo on nas wszystkich zadusi!").
Taka cisza ponad pół minuty na sali, w końcu jakiś głos z tyłu klasy się odezwał:
-Śmiejemy się?? (i wszyscy w śmiech wpadli)
Albo jeszcze polski.
Nikt nie zauważył kiedy nauczycielka weszła do klasy, bo wszyscy w najlepsze byli rozgadani...
N: Nie słyszeliście, kiedy weszłam?? Czy sądzicie, że jestem głucha...
A mój kumpel z ławki:
- Zdarza się...

Jak sobie coś jeszcze przypomnę, to napiszę