Podgląd pojedynczego posta
Stary 25.06.2005, 23:27   #1
andrzejj9
the one
CDRinfo VIP
 
Avatar użytkownika andrzejj9
 
Data rejestracji: 08.12.2002
Lokalizacja: Wrocław
Posty: 17,900
andrzejj9 jest świetnie znany wszystkim <550 - 649 pkt>andrzejj9 jest świetnie znany wszystkim <550 - 649 pkt>andrzejj9 jest świetnie znany wszystkim <550 - 649 pkt>andrzejj9 jest świetnie znany wszystkim <550 - 649 pkt>andrzejj9 jest świetnie znany wszystkim <550 - 649 pkt>andrzejj9 jest świetnie znany wszystkim <550 - 649 pkt>
Czy my naprawdę żyjemy w tak chorym kraju...?

Długo się zastanawiałem, czy założyć ten w sumie wałkowany już niejednokrotnie temat, ale jednak pewne wydarzenia dnia dzisiejszego skłoniły mnie do tego.

Otóż mojej mamie dzisiaj wbiło się coś w oko - powiekę dokładnie i generalnie bardzo nieprzyjemnie to drapało, powodując ból i coraz większe podrażnienia. Znane nam domowe metody poradzenia sobie z tym nie zdały egzaminu, trzeba więc było pojechać na ostry dyżur okulistyczny.

Sprawa banalna - w końcu mieszkam jakiś 1 km od jednego z bardziej znanych we Wrocławiu, a myślę, że i w Polsce, szpitala - Szpitala Czterdziestolecia. Wzięliśmy więc samochód i pojechaliśmy...


Pierwsza nieprzyjemna niespodzianka spotkała mnie pod samym szpitalem. Otóż okazało się, że jedyna możliwość zaparkowania jest na... płatnym parkingu! Przez chwilę patrzyłem na to nie do końca pojmując, że to rzeczywiście ma miejsce, aż w końcu stwierdziłem, że ******ę to - parkuję i nic nie będę płacić. I zrobiłbym to, ale matka poprosiła, żeby podjechał na osiedle nieopodal i tam zaparkował. Tak zrobiłem, chociaż wkurzyło mnie to i miałem nawet ochotę porozmawiać z pilnującym parkingu, ale doszedłem do wniosku, że co on właściwie ma do tego...

Wydarzenie numer dwa miało miejsce już w samym szpitalu na ostrym dyżurze, gdzie jakiś lekko podpity staruszek (no dobra, nie podpity, ale bardzo niereprentatywny..) poinformował nas, że w tym szpitalu ostry dyżur okulistyczny będzie jutro, natomiast dzisiaj jest w szpitalu na Pierwszego Maja... Nie będąc pewnym, czy dobrze rozumiem, bo chyba nie mieściło się to w granicach mojego pojmowania, upewniłem się, że chodzi tutaj o JEDYNY ostry dyżur na KILKUSETTYSIĘCZNE miasto. Okazało się, że tak... Lekko przytłumiony poszedłem z powrotem do samochodu, weryfikując po drodze moje przekonanie, że mnie naprawdę trudno jest zaskoczyć. Jednak Polska jako zbiór pewnych przebłysków organizacyjnych jest to w stanie zrobić w najmniej spodziewanym momencie...


Ruszyliśmy więc w drogę do szpitala na Pierwszego Maja, a ja tylko po drodze zastanawiałem się jak tam dojechać, żeby ominąć monstrualne korki, które robią się tam od momentu zakończenia z tydzień temu cholernie drogiego remontu. Oczywiście nikt nie pomyślał nad tym, że sensownie ustawić światła i znalezienia się teraz w tym miejscu w godzinie szczytu... zresztą, w jakiejkolwiek godzinie w środku tygodnia, nie życzę najgorszemu wrogowi...

Na szczęście w sobotę po południu nie ma dużego ruchu, więc i jakoś udało się dojechać na miejsce. Dojechać tak, gorzej z zaparkowaniem... Tu na szczęście nie przerabiałem ponownie numeru z płatnym parkingiem, ale może i nie na szczęście, tylko niestety, bo parkingu nie było...wcale. To znaczy przepraszam - był.. stało na nim dokładnie 9 samochodów i nie było ani skrawka więcej miejsca, żeby się gdzieś zatrzymać.... Jak już wyraziłem swoją kolejną opinię na temat tego, co się dzieje w tym mieście, wysadziłem mamę i pojechałem szukać miejsca do zaparkowania. Nie było źle, bo zaledwie pół kilometra dalej był jakiś parking Dialogu, na szczęście nie zamknięty (co prawda z zakazem parkowania, ale na wpół leżącym na ziemi, więc doszedłem do wniosku, że to dotyczy jakiś mniejszych osobników), więc zaraz byłem z powrotem. Wystarczyło już tylko dowiedzieć się, gdzie jest dyżur okulistyczny i udać na miejsce. Naturalnie wejście numer 10, które to w tym momencie było szczytem moich marzeń, okazało się leżeć w absolutnie samym końcu terenu szpitala, nie przesadzając jakiś kilometr od wejścia.. Ale cóż to dla mnie, nie ma to jak przyjemny spacerem w 40 stopniowym upale...


Kiedy w końcu dotarłem na miejsce, zadowolony, że w końcu jesteśmy i że załatwimy szybko sprawę i wrócimy do domu (miałem jeszcze sporo planów na dzisiejszy dzień), wszedłem do budynki i.... szybko uświadomiłem sobie swój błąd. Co ja zresztą będę pisał, już o tym wspomniałem - jeden ostry dyżur okulistyczny na jedno z większych miast w Polsce. Czy trzeba coś dodawać?

Jednak dodam - na szczęscie nie wyglądało to aż tak źle, jak mogło - przecież równie dobrze czekać tam mogło kilkaset osób. A było "tylko" kilkadziesiąt. Żeby jednak nie było zbyt pięknie, były dwie koleki - jedna do rejestracji, druga już do przyjęć przez lekarzy (aha, lekarki były aż dwie, z czego jedna zajmowała się również, a może nawet przede wszystkim rejestracją).

Widząc jak sprawa wygląda i że mama czeka już w kolejce (oczywiście z bolącym okiem, ale w tym momencie już nie mogłem w żaden sposób pomóc), poszedłem wykonać kilka telefonów i odwołać spotkania (jednak telefon komórkowy, który mam od tygodnia, zaczyna się przydawać ). Przy okazji zobaczyłem nieopodal jakąś na wpół wyważoną bramę, więc rzuciłem okiem, gdzie prowadzi. Okazało się, że wychodzi na takie znane mi niby osiedle. Postanowiłem więc z braku lepszego zajęcia wrócić się do samochodu i go tam przestawić. Kiedy powiedziałem o tym mamie, usłyszałem, że podobno na teren szpitala można jednak wjeżdzać samochodem. Ja wchodząc widziałem napis, że wjazd tylko za przepustką, ale powiedziałem, że przy okazji się dowiem.

No więc poszedłem do samochodu. Po przejściu terenu szpitala postanowiłem rzeczywiście na wszelki wypadek dowiedzieć się, jak to jest z tym wjazdem. Strażnik powiedział mi, że rzeczywiście wjechać można, ale za przepustką. Na to ja uprzejmie się pytam, skąd taką przepustkę można wziąć. A ten mi z uśmiechem odpowiada, że wystarczy poprosić o to lekarza, do którego się idzie... Rany, gdyby wzrokiem można było zabijać, to siedziałbym już chyba dzisiaj za morderstwo...


Nic to, wiedząc, gdzie mogę zaparkować wsiadłem do samochodu i objeżdżając pół miasta ze względu na same jednokierunkowe ulice, dojechałem na miejsce. Jeszcze tylko po drodze w przejściu podziemnym zobaczyłem bardzo ładne (troszeczkę podwiędnięte, ale na takim upale to raczej normalne) i niedrogie (raptem po złotówce) róże. Kupiłem więc sobie 5 mając tylko nadzieję, że jednak nie będzie to już długo trwało i uda mi się jakoś przetrzymać. Róże przeżyły i stoją teraz koło mnie w wazonie mając się całkiem nieźle, ale zawdzięczają to tylko swojej wytrzymałości..

Po dojechaniu na miejsce siedziałem jeszcze przez chwilę w samochodzie, bo akurat w radiu leciała przyjemna piosenka, i w pewnym momencie, odwracając się mimowolnie w kierunku bramy, przez którą miałem przejść, dostałem ataku śmiechu. Na koniec dam zdjęcie, zrobione jednak aparatem, więc może nie być wyraźne. W każdym razie na bramie była tabliczka z napisem: Droga pożarowa, nie parkować. I niżej dopisek - klucz na portierni.... Dodam tylko, że zapewne (i na pewno) chodziło o tą portiernię, gdzie pytałem się o wjazd na teren szpitala, czyli miejsce oddalone mniej więcej o kilometr stąd... Nie powiem, gdzie mogą sobie wsadzić taką drogę pożarową, z której żeby można było skorzystać, trzeba będzie czekać pół godziny na klucz.. A zresztą, szkoda gadać.. W każdym razie humor mi się trochę poprawił

Niestety nie na długo, bo jak wróciłem do poszekalni (a warto wspomnieć - poczekalnia to był taki malutki korytarzyk z dwa na trzy metry, duszny jak cholera, bez grama tlenu w powietrzu, gdzie cieśniło się kilkanaście osób. Co prawda obok był pokój (z nielepszą atmosferą), ale nie bardzo ktokolwiek chciał tam czekać, bo przy wywoływaniu do badania, już po nazwisku, mógłby po prostu przegapić swoją kolejkę... Generalnie szkoda gadać, ale jak w pewnym momencie ktoś stwierdził, że nie rozumie, dlaczego tu nie ma klimatyzacji, ja już tylko uśmiechnąłem się z politowaniem) okazało się, że moja mama jest już pierwsza... do rejestracji. Warto wspomnieć, że mijało właśnie mniej więcej półtorej godziny od naszego przybycia...


Kiedy w końcu rejestrację udało się załatwić pozostało czekanie na przyjęcie przez lekarza. Tu już skrócę opowieść, chociaż trwało to znowu mniej więcej tyle samo czasu, co oczekiwanie na rejestrację, ale powiem tylko, że gry na komórce, mimo, że wyjątkowo niewygodne w sterowaniu, jednak czasami się przydają


Jednak i one dość szybko się nudzą, więc w pewnym momencie przestałem się nimi zajmować, wysłałem jeszcze tylko jednego sms-a odwołując kolejne spotkanie i zacząłem przyglądać się ludziom oczekującym na swoją kolej, oraz nowym przychodzącym, obserwując ich reakcje, nastawienie do tego, zachowanie itp. Generalnie często analizuję zachowania ludzi dość dobrze znam mowę ciała i różne reakcje, tak więc chciałem uzupełnić wiedzę o analizę z takiej dość charakterystycznej sytuacji.

W pewnym momencie doszedłem do wniosku, który zresztą pojawia się u mnie dość często. Wszyscy, którzy tam byli, byli oburzeni sytuacją. Narzekali, przeklinali to, co się dzieje i generalnie widać było, że cała ta organizacja jest chora i nie powinna mieć miejsca. Ale... co tego, że wszyscy byli niezadowoleni, skoro i tak nikt nie zamierzał nic z tym zrobić. Ja już wiedziałem, że po wyjściu stąd i powrocie do domu, opowiędzą może rodzinie czy znajomym o tym i potem po prostu zapomną. A tym samym.. nic się nie zmieni...

O tym nie raz już wspominałem na forum.. ludzie widzą jak źle jest w tym kraju, widzą te wszystkie absurdy, które dla nas są dniem powszednim, ale mimo to nikt nie stara się nic z tym zrobić. Każdy zakłada, poniekąd słusznie, że wszystkie ewentualnie próby są z góry skazane na niepowodzenie. Inni po prostu się boją.

Tutaj jestem inny i nie raz udowadniałem to w różnych sytuacjach - czy to na uczelni, gdzie miałem pewne przeprawy z kilkoma profesorami, a w dziekanacie jak wchodziłem, to wręcz odnosiłem wrażenie, że robiła się nagle taka dziwna, nerwowa cisza Ale ja nie jestem bezczelny, czy hamski. Ja uprzejmie, jednak stanowczo, nie zgadzam się z pewnymi absurdami organizacyjnymi. Jednocześnie stanowisko czy tytuły są dla mnie kompletnie bez znaczenia. Szanuję ludzi za to, kim są, a nie jakie stanowisko zajmują. Dlatego już kilka osób przejechało się w konfrontacji ze mną, myśląc chyba, że jak machną mi przed nosem tytułem profesora, to skulę się po sobie i cichutko wycofam...


Tym samym czekając w tej poczekalni zacząłem się zastanawiać, czy może nie jest to odpowiedni moment, żeby spróbować coś z tym zrobić. Już od dłuższego czasu jest we mnie chęć do spróbowania, ale ze względu na uczelnie i inne zajęcia, po prostu nie miałbym na to czasu. Teraz powoli zaczynają się wakacje, więc i czas powinien się znaleźć i ... w sumie, czemu nie?

Postanowiłem więc, że jak moja mama wyjdzie z gabinetu, wejdę tam na chwilę i porozmawiam sobie z lekarkami. Tak też zrobiłem, mimo nalegań mamy, żebym już dał sobie spokój, bo i tak przecież nic nie uda mi się zrobić (nie winię jej - tak myśli praktycznie 100% naszego społeczeństwa i w sumie ma rację, bo przecież co jednostka może zdziałać? Ja jednak mam inną teorię - dla mnie wszystko zaczyna się od jednostki). Tak też zrobiłem. Jednak od razu na wstępie zaznaczyłem (mam pewną wiedzę z psychologii i bardzo dużą opartą na własnych doświadczeniach, związaną z ludzką psychiką, reakcjami na określone sytuacje, zachowania i konfrontacje, więc wiem wcześniej, jakiej reakcji mogę się po kim spodziewać), że nie jest w żadnym wypadku zarzut w stosunku do nich (bo i być nie mógł - co one mogły zrobić będąc we dwie i mając jeszcze do dyspozycji tylko jedną lampę, która potrzebna jest praktycznie do każdego badania?), ale po prostu chciałbym się dowiedzieć, dlaczego na cały Wrocław jest tylko jeden ostry dyżur okulistyczny. Jednocześnie zaznaczyłem, że tak właściwie to nie oczekuję od nich odpowiedzi na to pytanie, ale chciałbym po prostu dotrzeć do kogoś, kto będzie w stanie mi jej udzielić. Porozmawiałem jeszcze z nimi chwilę i dowiedziałem się jeszcze jednej ciekawej rzeczy - a mianowicie tego, że szpital nie dostaje pieniędzy za ten dyżur!. Innymi słowy we Wrocławiu nie ma pieniędzy na żaden - ŻADEN dyżur okulistyczny. Nie dowiedziałem się natomiast niczego konkretnego na temat tego, kto może odpowiadać za taką organizację pomocy pacjentom, ale dostałem adres wrocławskiej siedziby Narodowego Funduszu Zdrowia i to będzie następne miejsce, gdzie się przejdę. Miałem nadzieję przejść jeszcze po drodze przez kilka niższych szczebli, żeby dowiedzieć się trochę więcej szczegółów na temat funkcjonowania tego wszystkiego, ale trudno - czasami lubię też iść od razu do góry. Gorzej tylko, że brak wiedzy może mi ewentualne rozmowy utrudnić.

No ale to nie jest istotne w tym momencie. Sam do końca nie wiem, co mógłbym tam na miejscu zdziałać, ale nawet poznanie pewnych mechanizmów funkcjonowania tego wszystkiego, będzie dla mnie cenną wiedzą na przyszłość. Gorzej jeżeli od razu trafię na osobę, która pieniądze przeznaczone na pomoc medyczną dla mieszkańców Wrocławia woli chować do własnej kieszeni (bo ja nie mam złudzeń - przy ogromnych podatkach i obowiązkowych składkach zdrowotnych, pieniędzy na leczenie nie może być w Polsce za mało - po prostu kto może kładzie na nich łapę, zanim zostaną wykorzystane w sposób zgodny ze swoim pierwotnym przeznaczeniem), bo wtedy od razu zostanę wywalony stamtąd z hukiem.. Ale z drugiej strony.. takie doświadczenia już też miałem i kończyło się to raczej nieprzyjemnie dla strony, która myślała, że jest bezkarna. Tylko, że wtedy miałem się do kogo zwrócić, a tu... Im ktoś wyżej, tym więcej dla siebie bierze, więc generalnie sytuacja jest dość kiepska... No ale to nie jest na razie temat do dalszych rozważań.


W każdym razie, kiedy w końcu wróciliśmy do domu, akurat, żeby pożegnać gości, którzy czekali na nas dwie godziny i właśnie musieli się zbierać, stwierdziłem, że uporządkuję swoje przemyślenia w formie pisemnej, co właśnie zrobiłem. Nie wiem, czy chcę rozpoczynać kolejną dyskusję na temat Polski i tego, jak w niej jest. Po prostu chciałem się podzielić swoimi przeżyciami i niektórymi przemyśleniami. Może też lekko to przerobie i skrócę i wyślę do jakiejś gazety? Co prawda nie jestem zwolennikiem tego typu rozwiązań, bo to kolejne puste słowa, które do niczego nie prowadzą, ale... może gdyby artykuł został opublikowany, byłaby to dla mnie motywacja do opisania innych rzeczy, które w pewien sposób mnie bola, a które również w ten sposób można by wyrazić. Zastanowię się jeszcze nad tym. Tymczasem na koniec, zrobione dzisiaj zdjęcie, które niech będzie symbolem całej tej beznadziejności organizacji, z którą miałem dzisiaj do czynienia, a która niestety - i to słowo mocno akcentuję - obecna jest w Polsce praktycznie na każdym kroku....
Dołączone obrazki (kliknij, aby powiększyć)
-25-06-05_1702.jpg  
__________________


neverending path to perfection..
andrzejj9 jest offline   Odpowiedz cytując ten post

  #ads
CDRinfo.pl
Reklamowiec
 
 
 
Data rejestracji: 29.12.2008
Lokalizacja: Sieć globalna
Wiek: 31
Posty: 1227
 

CDRinfo.pl is online