Pewnie się powtórzę, ale u mnie wygląda to tak:
1) Najczęściej biorę zwykły garnet (rondelek.. no, może nie taki zwykły, bo Winstona z pokrywą tytanową za jakieś 300 złotych, ale w każdym razie bez żadnych podwójnych ścianek) i... po prostu gotuję
Bez przesady jeśli chodzi o moc, bo wtedy rzeczywiście się przypali, ale też nie na najsłabszym "ogniu" (również płyta ceramiczna) i gra.
2) Od niedawna kupiłem sobie właśnie specjalny garnek ze specjalnym dnem, gdzie wlewa się wodę. Nie jest to może rewelacja, ale sprawdza się dość dobrze, więc jest to dobry zakup. Cena - około 20 złotych, w supermarkecie powinieneś dostać taniej.
3) Można też, chociaż jest to lekko upierdliwe
nalać do większego garnka wody i do niego wstawić mniejszy z mlekiem. Ryzyko przypalenia maleje praktycznie do zera, ale trwa to dłużej i zużywa się sporo więcej energii.
4) Metoda polecana przez moją ciocię, ale nie testowana przeze mnie to nalanie trochę (ok. pół centymatra) wody na spód garnka. Nie wiem, co prawda, na jakiej zasadzie to działa, bo jak dla mnie to woda od razu wymiesza się z mlekiem (chyba, że jakieś reakcje chemiczne na to nie pozwalają), ale.. podobno działa
A tak w ogóle... to mleko jest niezdrowe