Dobijania ciag dalszy
Ostatnia bitwa templariusza
Autor: Pérez-Reverte Arturo
Tytuł oryginalny: La piel del tambor
Język oryginału: hiszpański
Gatunek: literatura współczesna zagraniczna
Forma: powieść
Cytaty za Pinkwartem:
Zbieram wszystko o templariuszach, więc skusiłem się na tytuł "Ostatnia bitwa templariusza". Dopiero poniewczasie zauważyłem, że tytuł ten to inwencja polskiego wydawcy - firmy ***8220;Muza SA***8221;. W oryginale jest to "La piel del tambor", skóra bębna.
Bęben ma wysokie konotacje literackie, od Güntera Grassa po Olgę Tokarczuk, ale na tam-tam bym się pewno nie połakomił... Zbieram Hiszpanów i Latynosów, więc nie mogłem przejść obojętnie obok dzieła Artura Péreza-Revertego. Księga gruba, więc ostrzyłem sobie zęby na pasjonującą i pouczającą lekturę na kilka wieczorów. Zaczęło się wspaniale: hacker komputerowy włamuje się do systemu Watykanu, gra w kotka i myszkę z jezuitami obsługującymi komputery, wreszcie umieszcza list-donos w prywatnej poczcie Ojca Świętego...
Tajemniczy hacker, zlokalizowany w Sewilli, donosi papieżowi o przekrętach wokół zagrożonego rozbiórką zrujnowanego kościoła, na którego terenie ma ochotę coś wybudować hiszpańsko-azjatyckie konsorcjum. Bisnesmeni-gangsterzy nie patrzą na historyczną wartość budowli, rolę kościoła i starego proboszcza w miejscowej społeczności, nawet na arystokratyczne tradycje, związane z zabytkiem, i przy pomocy skorumpowanych władz miasta i diecezji per fas et nefas dążą do zburzenia świątyni...
Bbohaterem - detektywem, a zarazem Janosikiem całej sprawy - jest ksiądz, agent watykańskiego MI-6 - Instytutu Spraw Zagranicznych. James Bond nie nosi tym razem smokinga, a nawet sutanny, tylko koloratkę, ale poza tym działa według znanego schematu. I to byłoby sympatyczne, zwłaszcza że autor ukazuje dość pikantnie sytuację w Stolicy Apostolskiej, opanowanej przez mafię... polską, w której szczególnie eksponowane miejsce zajmuje dyrektor Świętego Officium, czyli współczesny szef Inkwizycji, zaprezentowany jako wyjątkowy bandyta, o pięknym nazwisku Jerzy Iwaszkiewicz.
Ksiazka jest spokojna, akcja rozwija sie pomalu i bez zbednych udziwnien.
A glowny bohater nie musi nadludzkim wysilkiem wyrywac sie z paszczy krokodyli, ani walczyc na miecze, czy pistolety z chmara zamaskowanych ninja.
Moze nie jest to rewelacja, ale jednak polecam.
Tym bardziej, ze autor uraczyl nas kilkoma nastepnymi, lepszymi ksiazkami, o ktorych to mam zamiar napisac nastepnym razem.
(i bede was tak katowal, az dacie nam dzial literatura i zamkniecie w getcie ludzi umiejacych czytac i tredowatych, albo w wiezy blaznow a moze na statku wariatow
)