Mnie zastanowiła wizyta Kaczora w Waszyngtonie. Spodziewałem się że Bush
złapie go w objęcia i wyściska, wydawało mi się powiem że obaj są ulepieni z
podobnej
gliny. Poglądy prawicowe, bezkompromisowe tępienie przeciwników politycznych,
zakompleksienie, religijność bardziej ostentacyjna aniżeli fanatyczna, dążenie
do
pisania historii od nowa. Tymczasem nic takiego się nie stało. Dlaczego? Nie
sądzę
aby Kaczor mógł Busha czymś urazić: Kaczor nie mówi po angielsku - trochę duka
na poziomie jednorocznego kursu tego języka, tłumacz z pewnością wygładzał
wypowiedzi a Bush jest wbitym w garnitur prostakiem z Teksasu, który karierę
zawdzięcza bogactwu i sławie ojca. Chamskie wypowiedzi nie robią na Bushu
specjalnego wrażenia, spływają po nim jak... po kaczce. Jeżeli więc nie dogadali
się to Kaczor się Bushowi nie spodobał; Bush najwidoczniej uznał Kaczora za
zbyt myślącego i nie dającego się łatwo sterować. Czyli po prostu że nasz Kaczor
poniekąd przewyższył tamtego inteligencją.
Skoro tak - to szok.
__________________
----------
pozdrawiam
|