Witam.
Teoria z poborem prądu jest bardzo interesująca i uważam, że jest możliwa.
Otóż dysk na którym występował problem dosłownie przed chwilą prawie padł. Czy to się przejawiło:
-najpierw windows informował o uszkodzonych plikach
-później system nie chciał odpalić
-jeszcze później BIOS przestał go widzieć

- w końcu go zobaczył, ale system nadal się nie ładował
- postanowiłem podpiąć go razem z tym drugim dyskiem (na którym wszystko działa) w celu przekopiowania ważnych danych. I tu się zaczęły największe "jazdy". Otóż system na tym działającym uruchamiał się cholernie długo. Rozumiem, że musi wykryć dodatkowy dysk, ale to trwało z 10 minut. Gdy się wreszcie załadował, to wejście w "Mój Komputer" zajmowało kolejne 5minuty. Po prostu koszmar. Gdy się już jednak dostałem na ten "padnięty" dysk, to o dziwo kopiowanie plików z niego na ten działający przebiegało błyskawicznie. Czemu? Nie mam pojęcia. Gdy jednak chciałem coś zapisać na tym "złym" to znowu następowało spowolnienie. Wniosek: Dysk dożył swego końca (ma już z 4-5 lat, i na dodatek to Seagate, a stare seagate ponoć nie były najlepsze)
Sądzę zatem, że gdy mi się wydawało, że jeszcze działał, to w rzeczywistości już było z nim coś nie w porządku. Być może pierwszym objawem był znaczny pobór prądu, i jak już wspomniał SKUBI, zasilacz nie był w stanie wytrzymać dodatkowego obciążenia ze strony DVD.
Nie wiem czy moje rozumowanie (miedzy innymi to dot. samego dysku) jest poprawne. Jednak innego wyjaśnienia nie widzę.
Na zakończenie dodam, iż w celu wykluczenia awarii zasilacza pożyczyłem od kolegi dysk 20GB i podpiąłem go razem z tym moim działającym - wszystko chodziło bez zarzutu, niewyobrażalnie szybciej aniżeli podczas połączenia tego "padniętego" z tym działającym.
Jeżeli ktoś ma jakieś spostrzeżenia to prosze je wygłosić. Może się dowiem czegoś nowego.

Pozdrawiam