Pozwolę sobie odgrzebać temat
Najdalej wczoraj obejrzałem SH i... uczucia mam mieszane.
Z jednej strony reżyserowi udało się zachować niepowtarzalny, 'sajlentowy' klimat dwóch kontrastujących ze sobą 'światów' (dwa oblicza: czysty'/brudny w stosunku do tego rzeczywistego), wspaniała tajemnicza muzyka, żywo przeniesiona z konsolowej serii. Po.pi.eprzone, chore, powyginane stwory, jęki, krzyki etc...
Z drugiej strony zbytnia dosłowność w opowiadaniu fabuły (notabene dość luźno opartej na grach - kto wie, może to i lepiej...). Zbyt żywa, zbyt... hmmm 'normalna' postać Dalhii. Zbyt łatwo to wszystko poszło naszej dzielnej mamusi (lewo, prawo, prawo, lewo i ... siup, już jesteśmy w pokoju Alessa'y). Za mała różnorodność "zwierzyny" (parę pokrak i piramidogłowy) to trochę za mało.
Film mi się jawi jakoby specjalnie spłycony, aby przypadkiem nie przeciążyć umysłów przęcietnych amerykanów.
Niemniej jednak, czekam na pożądny sequel (łudzę się...), a sam film uważam za krok w dobrym kierunku (@Uwe miernoto, tak się robi filmy!). Jeśli ktokolwiek jest spragniony psychodelicznych klimatów gorąco polecam. Tym bardziej w dobie tępych, bezczelnie zalewających nasze umysły, kpiących z naszej inteligencji, żałosnych produkcji kierowanych w bezmyślne masy. W takim towarzystwie SH to kawał dobrej, rzemieślniczej roboty.
Na trzeźwo, dla mnie 8-/10