Nie planowałem, ale korzystając z odrobiny wolnego czasu przy okazji wyjazdu do Lublina obejrzałem z córką "U Pana Boga w Królowym Moście". Przychylę się w całości do przeważających w internecie opinii - jeśli ktoś polubił ten klimat i mocno chce się znaleźć jeszcze raz w miejscu, które zapamiętał z pierwszych trzech części, to nic się nie stanie jeśli wybierze się na seans. Jeśli natomiast oczekuje czegoś więcej, dobrej komedii, historii z głębszym przesłaniem, czy choćby tylko ciekawej i wartkiej akcji czy fajnie napisanego i zagranego wątku romantycznego - no to musiałby pójść do kina w mocno pobłażliwym nastroju żeby wyjść z niego zadowolonym.
Pamiętacie Wojciecha Cejrowskiego kiedyś i dziś? Pamiętacie Jana Pospieszalskiego kiedyś i dziś? Pamiętacie Mariusza Maxa Kolonko kiedyś i dziś? Każdy z nich kiedyś dobrze radził sobie jako profesjonalny twórca, każdy (mniej lub bardziej oczywiście, nie każdy tak samo) z czasem zaczął coraz bardziej pozbywać się umiarkowanej części swoich poglądów, a częściej okazywać te skrajne. No to wygląda mi na to, że do tego grona dołącza i Jacek Bromski. Tu już nie ma subtelności, nie ma lekkości przekazu - aż zacząłem się zastanawiać, czy nie było tak, że w pierwszych częściach dwie dekady temu reżyser przedstawił świat Królowego Mostu naprawdę z nadzieją, że wszyscy się w nim zakochają i ogłoszą, że od teraz tak ma być wszędzie - a potem czekał, czekał, nie doczekał się i postanowił już bez subtelności nakręcić "Swoją Instrukcję Obsługi Jak Ma Być" :hmm: A szkoda, pozmieniać tak ze 20 minut, w tym wywalić całkowicie wątek miłosny albo napisać go nie dla tej pary (szczególnie, że akurat Aleksandra Grabowska fajnie gra we fragmentach, gdzie rola pozwala) i byłby naprawdę fajny powrót do serii...
Ech, :kawa: i :spie:
|