czary2mary |
16.09.2011 19:42 |
Cytat:
Napisany przez DejaVu
(Post 1181392)
|
Opinia
Profesora Wiesław Binienda członeka zespołu badającego katastrofę promu kosmicznego Columbia.
Jak powinno wyglądać modelowe badanie przyczyn katastrofy statku powietrznego.
Poważna analiza rozpoczyna się od lokalizacji szczątków i dokładnego oznaczenia ich pozycji za pomocą GPS. Fotografuje się każdą, nawet najdrobniejszą, część. Bo nawet najmniejsze fragmenty mogą wskazać przyczynę. Potem wszystkie elementy zbiera się pod dachem w hali i bada za pomocą urządzeń analitycznych. Każda pęknięta powierzchnia mówi coś inżynierom i naukowcom. Dowiadujemy się, jak była rozrywana. Cennym materiałem analitycznym są też oględziny mikroskopowe pęknięć.
Później przychodzi czas na rekonstrukcję samolotu. Ta czynność pozwala na ustalenie momentu i miejsca, od którego zaczęła się katastrofa. I jaka była sekwencja rozpadu maszyny. Dopiero na podstawie tych informacji można wyciągać początkowe wnioski. Narzędzia dodatkowe to analizy na poziomie matematycznym i fizycznym, gdzie symuluje się przebieg wypadku. Uwaga: symuluje, nie animuje. Profesor Binienda zaznacza, że w trakcie prezentacji prasowych zarówno MAK, jak i komisja Millera pokazały jedynie animację zdarzenia. ***8211; To dzieło artysty, który klatka po klatce wyobraża sobie samolot w tej czy innej pozycji. Natomiast symulację tworzy komputer, zaprogramowany zgodnie z prawami fizyki i prawami materiałowymi, któremu dostarczono warunki początkowe ***8211; wskazuje inżynier.
Jako przykład pieczołowitości w zabezpieczaniu miejsca zdarzenia podaje prace amerykańskiego zespołu po katastrofie wahadłowca Columbia. Specjalistyczne ekipy przeszukiwały obszar o wymiarach 500 km długości i 5 km szerokości. W ten sposób odnaleziono taśmę z magnetowidu, który jeden z astronautów trzymał w ręku, w momencie gdy pojazd kosmiczny rozpadał się w górnych warstwach atmosfery.
Teraz to już nie ma po co badać wraku czy co tam z niego zostało...
|